Skąd Francuzi czerpią zamiłowanie do strajków i czy rzeczywiście zasługują na miano narodu z największą liczbą protestów?
W tym roku przypada 50. rocznica powstań majowych, kiedy demonstracje studenckie i ogólnokrajowe strajki paraliżowały lewicowo-liberalne hasłami konserwatywne powojenne kręgi rządzące Francji. „Przesiąknięty duchem sans-culottów z 1789 r. francuski protest – najpierw strajk, a następnie (znacznie później) negocjacje – doprowadza ludzi do zamieszek na platformie lądowania lub pod Wieżą Eiffla” – mówi Anthony Peregrine, ekspert Telegraph Travel ds. Francji .
„Naturą Francji jest organizowanie się na wielką skalę Ruchy społeczne na poziomie krajowym” – mówi francuski historyk Stephane Ciro. „Te ruchy są jasne, wywołują poważny rezonans i są szeroko komentowane w mediach środki masowego przekazu zarówno w kraju, jak i za granicą, co po raz kolejny potwierdza bojową reputację Francji” – wyjaśnia Sirot, który specjalizuje się w strajkach i ruchu związkowym.
Kiedy Francuzi strajkują, ich protest jest zawsze głośny. Ciro mówi, że wychodzenie na ulice jest częścią długiej francuskiej tradycji. Protesty mogą być dość gwałtowne, co tylko przyciąga większą uwagę mediów i podsyca reputację. „Ale jeśli spojrzeć na statystyki dotyczące liczby dni spędzonych na strajkach w każdym kraju w ciągu ostatnich 100 lat” – mówi Ciro – „Francja znajduje się dopiero pośrodku listy”. Inni eksperci w tej dziedzinie również twierdzą, że liczba dni roboczych spędzonych na strajkach w tym kraju wyraźnie spadła od lat 70. XX wieku (tylko 67 w porównaniu z 296 w Danii w latach 1996–2000). Dane liczbowe są często wykorzystywane do obalania mitu, że Francuzi spędzają całe życie na strajku, ale niektórzy kwestionują dokładność tych danych, umieszczając takie kraje jak Dania i Norwegia na czołowych miejscach rankingów.
Jeśli znajdziesz błąd, wyślij klapsa autorowi! Wybierz fragment tekstu i kliknij Ctrl+Enter.
Francja jest znana na całym świecie z piękna i różnorodności krajobrazów, bogatej kultury i niekończących się strajków. Faktycznie, jeśli od poniedziałku do środy we Francji strajkują pracownicy transportu kolejowego i kontrolerzy pociągów, to w czwartek ulicami miasta paradują nauczyciele szkół średnich, a w weekendy – kierowcy ciężarówek.
Francuzi nie mniej pasjonują się strajkami, niż obżarstwo czy miłość. Strajki francuskie wcale nie budzą strachu, spowodowanego zamieszkami niezorganizowanego tłumu. Jest tłum, ale nie ma przemocy. Strajki francuskie są wydarzeniem starannie zorganizowanym przez związki zawodowe, o którym ludność kraju jest informowana dzień lub dwa przed jego rozpoczęciem za pośrednictwem gazet, telewizji i radia oraz Internetu.
Prawo do strajku wprowadzono we Francji już w 1864 r., a od 1971 r. jest zapisane w konstytucji. I tak naprawdę Francuzi nie przepuszczają żadnej okazji, aby skorzystać z tego prawa. Pamiętajmy, że strajk we Francji jest zawsze strajkiem urzędników. Jest to zrozumiałe: strajk nauczycieli szkół średnich wywrze na społeczeństwie znacznie większe wrażenie niż występ pracowników prywatnej fabryki w jakimś zapomnianym francuskim departamencie. Trzeba mieć na uwadze, że Francuzi nie mogą pochwalić się umiejętnością prowadzenia dialogu z agencjami rządowymi, dlatego wolą posługiwać się groźbą całkowitego zaprzestania pracy. Z biegiem czasu państwo znalazło kompromis ze związkami zawodowymi, uchwalono ustawę o obowiązkowym minimalnym wymiarze czasu pracy w czasie strajków pracowniczych transport publiczny i szkół średnich. Choć ustawa ta nie miała wpływu na skalę i termin strajków, to jednak nieco ułatwiła los mieszkańców i gości stolicy.
We Francji w czwartek 10 stycznia 2013 roku miał miejsce ogólnokrajowy strajk taksówkarzy. Protestują przeciw niesprawiedliwa Rywalizacja, co niszczy ich zawód, a także przeciwko liberalizacji rynku usług transportu medycznego, na którym pracują taksówkarze.
Protesty odbyły się w Paryżu, Marsylii, Lyonie, Bordeaux, Tuluzie i Nantes. W stolicy setki taksówkarzy zebrały się rano na lotniskach Roissy Charles de Gaulle i Orly, aby kolumnami udać się do centrum miasta, gdzie planowano wiec protestacyjny w rejonie Wieży Eiffla. Konwój składający się z 600-800 samochodów opuścił lotnisko w Roissy. Z lotniska Orly odjechało kilkaset taksówek.
W Nantes, gdzie burmistrzem był premier Francji Jean-Marc Ayrault, w demonstracji wzięło udział co najmniej 800 taksówkarzy z całego zachodniego regionu (Bretania, Kraj Loary, Poitou-Charentes). W Lyonie kolumna protestujących liczyła 250–300 samochodów. W Tuluzie ze względu na działalność taksówkarzy ruch w mieście i w pobliżu lotniska jest bardzo utrudniony.
We Francji jest 55 tysięcy oficjalnych taksówkarzy. Są niezadowoleni z „nieuczciwej konkurencji”, jaką spotykają ich ze strony taksówek motocyklowych, a także firm świadczących usługi transportu turystów z szoferem. Taksówki motocyklowe powstały w pierwszej dekadzie XXI wieku dzięki liberalizacji przepisów. Liczbę samochodów w firmach przewozowych dla turystów szacuje się we Francji na 10 tys. Taksówkarze uważają, że mówimy o „nieuczciwej konkurencji” za przyzwoleniem państwa. Przewoźnicy alternatywni nie podlegają rygorystycznym przepisom obowiązującym taksówkarzy i nie płacą tak wysokich składek na ubezpieczenie społeczne jak taksówkarze.
Kolejnym powodem niezadowolenia jest liberalizacja usług transportu medycznego realizowana przez ustawę o finansowaniu ubezpieczenie społeczne za rok 2013. Do niedawna taksówkarze zajmowali się transportem pacjentów wraz z ambulansami i ambulansami. Taksówkarze świadczyli jedną trzecią usług na rynku transportu medycznego. Koszty takich wyjazdów pokrywane są z ubezpieczenia społecznego. Przewóz pacjentów to ważne źródło dochodu dla 34 tys. taksówkarzy, szczególnie na terenach wiejskich, gdzie tego typu usługi mogą stanowić 90% ich obrotów. Nowe prawo kasowe ubezpieczenie zdrowotne otrzymało prawo do organizowania konkursów na świadczenie usług transportu medycznego. W konkursach mogą brać udział duże firmy firmy transportowe, z którym taksówkarze nie mogą konkurować.
Pierwsza masowa demonstracja pracowników państwowych od czasu wyboru François Hollande’a na Prezydenta V RP odbyła się 31 stycznia, na krótko przed rozpoczęciem dyskusji na temat wielkości wynagrodzenie pracowników budżetowych, zaplanowane na 7 lutego.
Głównym żądaniem pracowników budżetowych jest podwyżka płac i wprowadzenie moratorium na zwolnienia sfera budżetowa. Związki zawodowe domagają się także utworzenia w razie potrzeby dodatkowych miejsc.
31 stycznia w całej Francji odbyły się setki demonstracji. Co trzeci nauczyciel Szkoła Podstawowa tego dnia wziął udział w strajku.
Według związków zawodowych m.in. siła nabywcza liczba pracowników sektora publicznego we Francji spadła o 10% w porównaniu z 10 ostatnie lata. Co piąty pracownik państwowy żyje z płacy minimalnej. Jednocześnie podniesienie wynagrodzeń pracowników sektora publicznego o 1% będzie kosztować państwo francuskie 1 miliard 800 euro, podczas gdy rząd ogłosił zamiar ograniczenia wydatków budżetowych o 10 miliardów.
Ciągłe strajki we Francji przynoszą krajowi dzienne straty w wysokości około czterystu milionów euro. Ciągłe aresztowania i starcia demonstrantów z policją zagrażają także wizerunkowi kraju na świecie.
Lwia część strat pochodzi z przemysłu chemicznego. Zakłócenia w transporcie mocno ucierpiały jednak także na turystyce i handlu.
Co roku do Paryża przyjeżdżają dziesiątki tysięcy gości z całego świata. Turystyka jest jednym z głównych źródeł dochodów skarbu miasta. Co dziesiąty Paryżanin jest zatrudniony w tej branży. Jednak z powodu strajków transport w stolicy Francji jest przerywany. Poruszanie się po mieście jest bardzo trudne, a to dla wielu psuje wakacje.
Cierpi nie tylko turystyka. Straty ponoszą także właściciele sklepów detalicznych i restauracji.
Ale firmom transportowym brakuje znacznie większych sum. Francuskie koleje tracą każdego dnia 20 milionów euro. Firmom motoryzacyjnym też nie jest łatwiej. W ramach protestu kierowcy ciężarówek tworzą korki. Nadal brakuje paliwa. Pracownicy blokują główne terminale i rafinerie portów naftowych. W rezultacie jedna czwarta stacji benzynowych w kraju została pozbawiona paliwa. A przemysł chemiczny codziennie ponosi straty rzędu 100 milionów.
Dla francuskiej gospodarki, która dopiero zaczyna wychodzić ze skutków kryzysu, jest to z pewnością cios. Deficyt budżetowy kraju sięga już astronomicznej kwoty 160 miliardów euro. I każdego dnia francuska gospodarka ponosi kolejne trzysta milionów strat.
Nie karmcie przeciętnego Francuza miodem, pozwólcie mu strajkować. Ludność kraju 67 milionów, wśród których tylko 1 200 000 ludzi to milionerzy uważa się przeważnie za część proletariatu.
A o jakich milionerach we Francji możemy mówić, jeśli oceniając ogólne warunki brany jest pod uwagę koszt mieszkania. A biorąc pod uwagę fakt, że koszt metra kwadratowego w Paryżu przekracza 10 000 euro, wówczas każda sekretarka, która odziedziczy nawet małe mieszkanie z pensją półtora tysiąca euro, z łatwością zostanie milionerem.
Oczywiście wszystko na świecie jest względne. Ale jeśli nagle poczujesz potrzebę zakupu mieszkania oddalonego o dziewięćdziesiąt metrów i nawet bez widoku na Sekwanę, miesięczna płatność pożyczka będzie wynosić około 5000 euro miesięcznie. I tu pojawia się pytanie: czy należąc do bogatej kategorii ludności, rzeczywiście jesteś tym samym niekochanym przez proletariat mieszczaninem, żującym cietrzew, czy też jesteś jeszcze osobą bez określonego miejsca zamieszkania?
Bo oczywiście nie dostaniesz własnego domu w Paryżu, jeśli nie zadbały o to poprzednie pokolenia. Powoli, ale konsekwentnie inwestuj pieniądze w nieruchomości, których cena wzrosła co najmniej dwukrotnie w ciągu ostatnich 10-15 lat.
I nie jest faktem, że wynajmiecie jakiś czynsz za trzy ruble o powierzchni 40 metrów kwadratowych. Bo nawet przy pensji na poziomie tych właśnie burżuazyjnych, nadal trzeba mieć wszelkiego rodzaju gwarancje od zamożnych członków rodziny.
Jednak jak przystało na właścicieli kraju, przeciętny Francuz odważnie nadal korzysta z dobrodziejstw, jakie stworzyły poprzednie pokolenia i ze słabo skrywanym entuzjazmem maszeruje na tradycyjną, sezonową imprezę na cześć kolejnego niezadowolenia z rządu.
Należy zaznaczyć, że pod względem formy organizacyjnej te działania rzekomego niezadowolenia coraz bardziej przypominają masowe uroczystości. Przy piosenkach, grillach i wesołym machaniu francuską flagą.
Palenie samochodów i wybijanie szyb nie mają z tymi zdarzeniami nic wspólnego, gdyż sankcjonują je nasi sąsiedzi, mniejsze z najbliższych przedmieść, którzy siedząc na karku państwa najczęściej nie mają powodów do niezadowolenia, ale także chcą masowych uroczystości.
Cóż, jeśli chodzi o ludność pracującą w kraju, z której 22% jest zatrudnionych w sektorze publicznym, nie może ona nie skorzystać z tej doskonałej okazji do masowego budowania zespołu. Co więcej, ich wynagrodzenie najczęściej pozostaje takie samo.
Koledzy z sektora prywatnego mogą tylko po cichu pozazdrościć. Syndykaty to syndykaty, ale jeśli podejmiesz strajk, nie zobaczysz żadnych premii ani awansów w firmie. Dlatego jeśli absolutnie nie można poczekać do następnego urlopu, możesz wziąć płatne zwolnienie lekarskie. I w ten sposób zapewnij sobie nadzwyczajny urlop wynoszący 19 dni, zgodnie ze średnimi krajowymi statystykami absencji chorobowej.
A jeśli do tych dziewiętnastu dodamy jeszcze 25 legalnych dni urlopu plus 10 dni za nadgodziny?
Generalnie każdy żyje najlepiej jak potrafi. Cóż, albo dopóki skarb państwa się przeciąga, beznadziejnie skrzypiąc i tak już bardzo zardzewiałym mechanizmem.
Cóż, jeśli chodzi o strajkujących francuskich, chociaż uważają się za część proletariatu, wcale nie myślą o korzyściach dla swoich współpracowników. I tak jak lokalni samobójcy rzucają się pod koła przejeżdżającego metra, zatrzymując w ten sposób ruch na kilka godzin, tak protestujący czerpią szczególną przyjemność z wytrącania kraju z normalnego rytmu w godzinach szczytu lub w czasie najbliższych wakacji .
Przecież dla nikogo nie jest tajemnicą, a już na pewno nie jest zaskoczeniem, że miejscowe koleje i słynąca ze strajków linia lotnicza AirFrance nie opuszczają ani jednego sezonu wakacyjnego, żeby nie żądać od państwa kolejnych świadczeń, albo przynajmniej zachowanie starych. Przecież nawet jeśli lokomotywy parowe napędzane węglem od dawna nie jeżdżą po kraju, kolejarze wciąż domagają się tej samej premii za szkodliwość pracy z węglem.
Zatem tym razem Macron zaryzykował podniesienie ceny benzyny o 3 centymów i poszliśmy dalej.
Biorąc pod uwagę, że przeciętny roczny budżet francuskiej rodziny na benzynę wynosi około 1760 euro rocznie, co stanowi drugą pozycję wydatków po opłaceniu mieszkania, nietrudno policzyć, że wydadzą oni na benzynę tylko o trzy i pół euro więcej na miesiąc. Dla porównania paczka papierosów kosztuje 8 euro.
Nasuwa się pytanie: czy te trzy nieszczęsne euro rzeczywiście wpływają na budżet francuskiej rodziny? A może jest to powód do odwrócenia uwagi narodu od ważniejszych spraw, o których najwyższy czas myśleć na poziomie państwa?
Nadchodzące tygodnie i miesiące będą trudne dla Francuzów, ponieważ Francja rozpoczyna jeden z najdłuższych strajków w historii kraju. W związku z udziałem w nim pracowników przedsiębiorstw użyteczności publicznej na chodnikach wyrosną góry śmieci, w warsztatach fabryk i fabryk okresowo będzie wyłączany prąd - związki zawodowe branży energetycznej ostrzegają przed celowymi przerwami w dostawie prądu, ruchem pociągów państwa francuskiego spółka kolejowa SNCF została rozwiązana. Nawet ucieczka przed panującym chaosem nie będzie łatwa – w strajku biorą także udział pracownicy Air France.
Od ponad czterech miesięcy francuskie związki zawodowe odbudowują się po fali strajków rozpoczętych jesienią 2017 roku, które zakończyły się porażką. Musieli się wówczas zadowolić drobnymi ustępstwami rządu w reformowaniu rynku pracy – nie udało im się jednak zapobiec zmianom w prawie pracy obiecanym w trakcie kampanii wyborczej przez prezydenta Emmanuela Macrona. Co więcej, rządowi udało się wbić klin pomiędzy związkami zawodowymi różnych branż i zadbać o to, aby niezadowolenie mieszkańców kraju nie przekroczyło akceptowalnych granic – jak na francuskie standardy niewiele osób wyszło wówczas na ulice. Inicjatorzy nowego strajku mają nadzieję, że tym razem wszystko będzie inaczej.
Kontrowersyjnyprzywilej
Związki były dobrze przygotowane do wygrania decydującej bitwy. W ciągu czterech miesięcy udało im się nie tylko osiągnąć większą spójność, ale także opracować rozbudowany program działania. Protesty zostały zainicjowane przez trzy największe związki kolejowe – CGT, CFDT i Unsa, broniące praw pracowników Krajowego Przedsiębiorstwa Kolei Francuskich. szyny kolejowe SNCF. Dziś ten gigantyczny korporacja państwowa obciążony długiem wynoszącym 45 miliardów euro.
Planowana przez rząd reforma kolei krajowych ma na celu pozbawienie pracowników SNCF specjalnego statusu i związanych z nim świadczeń (w tym możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę) i zrównanie ich ze zwykłymi pracownikami. Związki zawodowe uznały te zmiany za nagi atak i wezwały do bezprecedensowego protestu, który zdaniem organizatorów powinien trwać ponad trzy miesiące. Planuje się, że do 28 czerwca wszyscy uczestnicy strajku będą pracować tylko trzy zamiast wymaganych pięciu dni roboczych.
Pracownicy SNCF strajkowali wieczorem 2 kwietnia. Następnego dnia w wielu regionach Francji rozpoczął się trzymiesięczny strajk pracowników firm zajmujących się wywozem śmieci, sprzeciwiając się także planom władz pozbawienia ich świadczeń zawodowych, w szczególności możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę. Dotychczas przedstawiciele zawodów szczególnie szkodliwych dla zdrowia, do których zaliczają się pracownicy przedsiębiorstw użyteczności publicznej, oprócz świadczeń finansowych, mają prawo do przejścia na emeryturę o pięć, a nawet dziesięć lat wcześniej niż to możliwe wiek emerytalny.
3 kwietnia do trzymiesięcznego strajku dołączyli także pracownicy branży energetycznej i gazowniczej, protestując także przeciwko liberalizacji rynku pracy. Jednak pracownicy Air France wspierający strajk mają mniej złożone żądania: chcą podwyżki o 6 procent. Organizatorzy strajku liczą, że wezmą w nim udział przedstawiciele wszystkich sektorów sektora publicznego.
NiebezpieczeństwoDlaMacron?
Związki zawodowe ze wszystkich stron próbują wywrzeć presję na rząd, jednak strajk pracowników kolei może być szczególnie niebezpieczny dla prezydenta Macrona i jego premiera Edouarda Philippe'a. Choć sondaże wskazują, że większość Francuzów opowiada się za zniesieniem specjalnego statusu pracowników kolei i związanych z nim przywilejów, eksperci w dalszym ciągu ostrzegają, że jeśli ruch pociągów, a co za tym idzie i życie publiczne we Francji, zostanie sparaliżowany na dłużej niż dwa tygodnie, mieszkańcy kraju staną się niespokojny. W efekcie wzrośnie presja na władze kraju, które mogą zostać zmuszone do ustępstw.
Przykładów z przeszłości jest więcej niż wystarczająco. Media francuskie szczególnie często wspominają jesień 1995 roku w związku ze zbliżającym się strajkiem. Następnie nowo zaprzysiężony premier Alain Juppe zaproponował radykalną reformę system emerytalny i ubezpieczenie społeczne. Podobnie jak reforma Macrona, plan Juppé przewidywał likwidację świadczeń dla pracowników koncernu kolejowego SNCF, który miał wówczas dług na kwotę 25 miliardów euro. Reforma dotknęła także inne sektory sektora publicznego. W odpowiedzi związki zawodowe zorganizowały strajk generalny, który na kilka tygodni sparaliżował życie kraju. W efekcie rząd musiał ustąpić – zmian w reformie emerytalnej nigdy nie dokonano. Kariera Juppe, który już w pierwszych dniach strajku oświadczył, że nie można mówić o żadnej ulgi, dobiegła końca.
Kontekst
Nikt nie jest w stanie przewidzieć wyniku bitwy
Jednak pomimo wielu podobieństw nadchodzący strajk różni się znacząco od tego, który miał miejsce w 1995 roku. W przeciwieństwie do ówczesnego prezydenta Francji Jacques’a Chiraca, Emmanuel Macron obiecał przeprowadzenie reformy rynku pracy już w trakcie kampanii wyborczej. Ponadto, jak wynika z sondaży, wzrosła liczba mieszkańców kraju, którzy po kilkudziesięciu latach debaty o konieczności zreformowania prawa pracy poparli zmiany proponowane przez Macrona.
Jednocześnie rząd francuski zachowuje się dość ostrożnie. Chociaż dług państwa Kraj zbliża się do 100 proc., prezydent Macron zamierza w ciągu czterech lat – do 2022 roku – zwolnić zaledwie 120 tys. z blisko 5,6 mln stanowisk pracy w sektorze publicznym.
Choć układ sił przed nadchodzącą bitwą jest ogólnie jasny, żaden z ekspertów nie odważa się odgadnąć, jak zakończy się konfrontacja. Na razie jedno jest pewne: jeśli rząd ulegnie naciskom ulicznym, planowana reforma rynku pracy, która może kamień węgielny Prezydentura Macrona jest zagrożona. Związki zawodowe doskonale o tym wiedzą i mają nadzieję, że w nadchodzących tygodniach w kraju zawita dobra pogoda. Zimna jesień 2017 roku nie przyczyniła się do mobilizacji uczestników strajku.
Robotnicy we współczesnej Francji nie strajkują tak często, jak poprzednie pokolenia Francuzów. Francja pozostaje jednak podatna na konflikty społeczne, czego dowodem są niedawne strajki. Jeśli rząd francuski podejmie niezbędne reformy ograniczające rolę państwa w gospodarce, można spodziewać się częstszych działań tego typu.
Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Awinionie, jedno z najbardziej znanych wydarzeń kulturalnych w kraju, został odwołany na kilka dni przed otwarciem z powodu strajku pracowników show-biznesu przeciwko zmianom w hojnych zasiłkach dla bezrobotnych.
Strajk pracowników operatora promowego SNCM, będącego w zasadzie monopolistą państwowym, przeciwko restrukturyzacji firmy, wstrzymał na dwa tygodnie połączenia między Marsylią, największą metropolią na południu Francji, a popularną turystycznie wyspą Korsyką. Strajk zaszkodził nie tylko gospodarce Korsyki, ale także samej Marsylii – statki odmawiały wejścia do portu miejskiego w obawie, że zostaną zablokowane przez protestujących dokerów.
Trzy tygodnie temu kolejarze rozpoczęli strajk przeciwko zbliżającemu się otwarciu ich branży na konkurencję. Grozi obecnym pracownikom kolei utratą „przywilejów socjalnych”, w związku z czym rozpoczęli strajk, pozbawiając francuskich mieszkańców i turystów możliwości korzystania z pociągów, co doprowadziło do załamania transportu w kilku miastach. Prezes państwowego monopolisty kolejowego SNCF Guillaume Pepy powiedział, że pierwsze dziewięć dni strajku kosztowało spółkę 150 mln euro, co odpowiada jednej trzeciej zysków za 2013 rok.
Do strajku przyłączyli się także kontrolerzy ruchu lotniczego, którzy zdecydowali się robić to w najbardziej ruchliwy weekend w roku.
Dlaczego Francuzi tak często strajkują?
We Francji stosunki pracy i gwarancje społeczne są szczegółowo regulowane przez państwo. Jak wiadomo, istnienie stan społeczny prowadzi do konfliktu pomiędzy negatywnymi prawami człowieka a pozytywnymi – czyli społecznymi – „prawami” oraz pomiędzy obecnymi i przyszłymi pokoleniami. Jednak państwo opiekuńcze w swojej francuskiej wersji jest źródłem poważniejszej „walki klasowej”, gdyż rząd, podobnie jak dawne monarchie, przyznaje przywileje wybranym stowarzyszeniom zawodowym w zależności od ich umiejętności skutecznego wykorzystania narzędzi takich jak lobbing, strajki i zbiorowa odmowa głosowania na niepożądanych polityków.
W konsekwencji tak zwana francuska „solidarność społeczna” jedynie pogłębia nierówności, ponieważ w tym systemie niektóre grupy ludności są „równiejsze” od innych. „Tragedia dobra wspólnego” państwa opiekuńczego – sytuacja, w której własność obywateli traktowana jest jako zbiorowe dobro dostępne dla wszystkich – we Francji pogłębia się przez fakt, że różne grupy zainteresowania są na różne poziomy dostępu do pieniędzy podatników. W dążeniu do tego, co XIX-wieczny francuski ekonomista Frédéric Bastiat nazwał „wzajemną grabieżą”, firmy i związki zawodowe starają się zabiegać o względy władz i przekonać społeczeństwo, że zasługuje na ten przywilej – oczywiście wyłącznie w interesie publicznym.
Weźmy na przykład strajkujących pracowników show-biznesu pracujących w niepełnym wymiarze godzin. Często pracują w minimalnej liczbie godzin wymaganej przez prawo, aby otrzymywać zasiłek dla bezrobotnych, mimo że ich składki podatkowe stanowią tylko jedną piątą płaconych świadczeń. Różnicę tę rekompensują pozostali podatnicy. Ponownie jest to uzasadnione względami „solidarności” i koniecznością „wspierania kultury”.
Więcej ogólny przykład- są to w ogóle związki zawodowe. Choć często przedstawia się ich w roli oficjalnych „ partnerzy społeczni”w negocjacjach z pracodawcami i przy ustalaniu porządku publicznego członkostwo w związkach zawodowych stanowi jedynie około 8% ogółu zatrudnionych! (Negocjacje na temat poziomu wynagrodzeń w danej branży są w dużej mierze pozbawione sensu ze względu na istnienie obowiązkowej krajowej płacy minimalnej). Ponieważ liczba członków związków zawodowych jest tak niska, wymagają one finansowania rządowego od podatników, a większość stanowisk związkowych jest opłacana przez pracodawców, a nie ze składek. Związkom brakuje zachęt do odpowiedzialności, otwartości i dialogu. Zawsze łatwiej jest strajkować za cudze pieniądze, niż szukać kompromisu.
System ten tylko podsyca konflikty i wzmacnia mentalność protestacyjną Francuzów.
Jest oczywiste, że ten zalegalizowany rabunek, który implikuje nierówność między płacącymi podatki a tymi, którzy z nich korzystają, prowadzi do zazdrości, podejrzeń i niezadowolenia w społeczeństwie. Według ekonomistów Pierre'a Cauque i Iana Algana połączenie scentralizowanego podziału „statusu” społecznego i „praw” społecznych w kontekście zrównoważonego korporacjonizmu (z grubsza mówiąc, dominacji grup interesu) prowadzi do powstania społeczeństwa „ nieufność” i „protest”.
Dlatego pomimo francuskiego zamiłowania do wyrażenia „dialog publiczny”, wielu z nich tak naprawdę nie jest zdolnych do żadnego dialogu. Francuzi zapomnieli, jak prowadzić dialog „horyzontalny” z sąsiadami i współpracownikami, w wyniku nawyku zwracania się bezpośrednio do państwa. Polityka państwa prowadzi do polaryzacji stosunków społecznych, co podważa dynamikę współpracy w ramach społeczeństwa obywatelskiego.
Kryzys na Korsyce ilustruje tę zasadę: lokalni biznesmeni i rolnicy, niezadowoleni ze skutków strajku promowego, zorganizowali własną demonstrację… przed prefekturą (władza regionalna).
Obecnie, biorąc pod uwagę fatalny stan francuskiego systemu finansowego, w celu wdrożenia pilnych reform potrzebny jest wynegocjowany konsensus. Jednak model społeczny Francji doprowadził do pojawienia się głęboko zakorzenionych grup interesu, które skutecznie opierają się wszelkim reformom. Biorąc pod uwagę obecne deficyty budżetowe, nieuniknione są dalsze cięcia wydatków rządowych i kolejne strajki.
Wolny rynek i rządy prawa uczą nas interakcji społecznych poprzez umowę i poszanowania swoich zobowiązań, promując pokojowe rozwiązywanie sporów. Regulacje rządowe pracy i innych stosunków społecznych, zwłaszcza poprzez nadanie wybranym grupom uprzywilejowanego statusu, wręcz przeciwnie, prowadzi do konfliktów i nadużyć. Francja musi natychmiast rozpocząć reformę swojego „antyspołecznego” modelu.
Tłumaczenie: Dmitrij Nikitin.
